podroze (62)Leopold Bloom, bohater ?Ulissesa” Jamesa Joyce’a, uważał, że prawdziwą łamigłówką byłoby takie zaplanowanie drogi przez Dublin, żeby nie ominąć ani jednego pubu. I rzeczywiście. Pubów w Dublinie jest mnóstwo. Więcej niż knajp w Pradze i ogródków piwnych w Monachium. Głównie dlatego, że dla dublińczyka pub to nie tylko miejsce rozrywki. To azyl, drugi dom. Irlandczycy mawiają, że w dobrym pubie wypija się kilka kufli piwa z nieznajomym, a potem jest się jego przyjacielem do końca życia. W dodatku w pubie nie pada deszcz, a to niemała zaleta., gdy weźmie się pod uwagę, że Irlandia jest najbardziej mokrym państwem Europy. Kiedy po kolejnej ulewie część tego kraju padła ofiarą powodzi, międzynarodową sławę zdobył właściciel jednego z pubów: nie zamknął lokalu, lecz kupił żaby i urządzał ich wyścigi na zalanej wodą podłodze. Zbił fortunę.
Ostatnio jednak dublińskie puby coraz częściej muszą walczyć z potężną konkurencją. Sporo jeszcze w stolicy Irlandii mrocznych, ciasnych salek, gdzie panowie w tweedach i kaszkietach dyskutują o nader poważnych sprawach, takich jak sport, żniwa czy ?ci przeklęci Anglicy”, ale coraz więcej pojawia się lokali nowoczesnych. Ogromne, zatłoczone tancbudy tętniące głośną muzyką przypominają raczej kluby wielkomiejskiego Londynu niż lokaliki nieco prowincjonalnego Dublina sprzed kilkunastu lat.